środa, 2 grudnia 2009

Dystans drogą do obojętności.

Czasem trzeba być ponad, nabrać dystansu i pokazać, że się potrafi podejść do sprawy bez emocji i na chłodno. Tak prosto w twarz, bez uczuć. Łatwo jest to powiedzieć, nikt nie mówi, że jest to najprostsza rzecz do wykonania. Warto jednak spróbować do tego dążyć.

Niekiedy właśnie przez brak dystansu, odpowiedniego podejścia stajemy się ludźmi, którymi by
ć nie powinniśmy, zaczynamy zachowywać się może nie tyle nieracjonalnie, co może bardziej bezmyślnie i bezsensownie. A co po? Marna próba pokazania komuś, że jest złym człowiekiem lub pokazania, że postąpił źle bywa mnie efektowna niż zimna obojętność. Bo to właśnie obojętność boli najbardziej, zimne spojrzenia, brak zainteresowania, brak zaciekawienia, chęci konwersacji, czy jakiegokolwiek innego ruchu wobec innej osoby jest najbardziej efektywny. Bywa, że i efektowny.

Charakter jest wyższą wartością niż marna poza, próba sił, pokazania kto jest górą, a kto powinien siedzie
ć cicho i oswajać się z miejscem w szeregu.

Nie warto by
ć marionetką w rekach życia, warto myśleć o tym co się robi, w jaki sposób i wobec kogo. Warto przemyśleć swoje działania tak, aby były one jak najbardziej trafne i odpowiednie, tak, aby ich po czasie nie żałować. Bo zachowywać się jak człowiek urażony, dotknięty z chęcią pokazania tego całemu światu lub choć tej jednej osobie to pokazywać swoje słabości, a jest wiele innych metod na danie komuś do zrozumienia, że zrobił źle i wcale nie trzeba wtedy okazywać się człowiekiem słabym, bez twarzy.

Wystarczy nabra
ć dystansu i być obojętnym. Bo obojętność dotyka najbardziej. Niezależnie czego, kogo i jakiej sprawy dotyczy.. A słabość zachować dla siebie....

czwartek, 29 października 2009

fine line between this and that.... ;)

Co wyznacza granice? Granice czegokolwiek..

Nasz charakter, to jakie mamy poglądy, to co lubimy, co popieramy, co akceptujemy, to jak zostaliśmy wychowani.. to czego tak naprawdę chcemy..? Zapewne wszystko po części ma na to wpływ. Czasem jednak te granice się zacierają i podejmowanie decyzji w ich świetle wydaje się o wiele trudniejsze i pojawia się poważny problem. Problem, bo jak rozgraniczyc dwie rzeczy, dwie sytuacje, zachowania, dwójkę ludzi, czy cokolwiek innego, gdy to, co je powinno rozróżniac nam zanika?

Gdy zlewa nam się jedno z drugim i nie wiemy co jest lepsze, co jest tym prawidłowym wyjściem, co dalej? A może czasem wygodniej (bo człowiek to w większości wypadków, czy tam przypadków jest strasznie wygodny, niekiedy dlatego, że jest samolubny, niekiedy dlatego, że nie lubi miec do czynienia z czymś takim, jak problem, czy decyzja do podjęcia..) jest nie widziec tej granicy i nie miec wyboru lub też miec go oczywistym z racji braku różnic - czyli móc wybrac cokolwiek. Ale czy cokolwiek nas zadowala? Zazwyczaj nie.

Dlatego zdecydowanie lepiej i pożyteczniej jest widziec każde fine line between this and that.. ;)

czwartek, 3 września 2009

When you have everything? What could you possibly desire..?

- Po Ci te spodenki..?
- Żebyś miał o co zapytać, jak się spotkamy..
- Skąd wiedziałaś, czy się zobaczymy?
- Przypadek. Rządzi światem.
- Nie. Światem rządzi pieniądz.
- Nie prawda, wcale tak nie jest. Tylko człowiek tak uważa. Usprawiedliwia tym stwierdzeniem swoje materialistyczne pragnienia, zachcianki i zachowania. To swego rodzaju wygoda, hipokryzja, nieświadomość i brak chęci dyskusji z utartymi stereotypami.


No właśnie. Co rządzi światem? Może czas? Ile rzeczy uzależniamy od czasu (o ile nie wszystkie..) Chcielibyśmy go zatrzymać nie raz, uważamy, że coś się z czasem uloży, zagoją się rany, rozwiążą problemy, że damy komuś czas, bądź go odbierzemy, czy skrócimy.. Pieniądze można zarobić i stracić, przypadek niecnie zaaranżować. A z czasem nie zrobimy nic. No.. możemy go nie zmarnować ;). Nie bez powodu drukują na koszuklach napis "Don't waste my time!".

A tak na prawdę ile go tracimy na choćby tak proste aspekty naszego życia jak watpliwości czy wahania. Żyjmy tak, aby niczego nie żałować. A przynajmniej nie tego, co zrobiliśmy... ewentualnie tego, czego zrobić się nie odważyliśmy. Ile takich rzeczy jest..? Ilu tak na prawdę żałujemy..? Może czasem jednak kierujemy się rozumiem, a nie sercem lub nieprzymuszona wolą? Czy to jednak dobrze? Czy rozum to (zawsze) dobry doradca?

Podobno nawet główka od szpilki stanowiąca wypełnienie przestrzeni między uszami bywa pomocna, ale.. czy nie warto posłuchać tego, co gdzieś tam, w środku nam podpowiada co zrobić, na myśl o czym się cieszymy i mamy nieodpartą chęć tak właśnie postapić?

Bo ludzie właśnie za dużo myślą. A myślenie w nadmiarze niekiedy szkodzi.
Choć, proszę nie tracić głowy.. może być jeszcze potrzebna ;).

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Jadłospis życia...

Stałam tak na brzegu. Było wysoko. Odwracam sie. Wiatr rozwiewał mi włosy, niebo zaszło czarnymi chmurami.
Patrzył na mnie. Patrzył tak, że bezczelnie prosiłam w myślach o jeszcze. Pytam Go o czym myśli.
Mówi z niepewnością, że nie chciałby mnie stracić. On wie, że ja nie chce skakać.
Że lubie doświadczać czegoś nowego. Adrenalina. Mówie Mu, że aby coś stracić, trzeba to najpierw mieć.
Miał w tych oczach siłę, taką siłę, która była w stanie zawładnąć mną tak bardzo..
Mówi, że wie, ale przecież człowieka nie można mieć, posiadać, to przecież nie rzecz.
Widziałam jak bardzo liczył każdy mój oddech, dalej tak patrzył. Pytam więc, o czym myśli?
Nic nie mówił. Patrzył. Zaczełam marznąć. Odpowiedział, że nie umie przy mnie myśleć..
Potem już nic nie mówił, wracałam do domu okrężną drogą. Daleko mieszkał..

A w takich momentach wie się już wszystko. Może nie na zawsze, bo życie jest zyciem i rządzą nim przypadki. Właśnie - przypadki. Złe, dobre, ale zawsze jakieś tam są. Robi się rzeczy ktorych za nic się nie planuje, nie przewiduje i wbrew pozorom nie zawsze rządzi nimi alkohol ;) czasem tylko sama "chęć czegoś tam". Czasem zamawiasz spaghetti, a dostajesz lasagne. Róznica nie jest ogromna, ruskie pierogi byłyby gorsze, więc w sumie jesz z apetytem, ale potem i tak na kolejnym obiedzie zamawiasz spaghetti, bo nadal masz na nie ochotę.. Metafora ze spaghetti przypadła mi do gustu.

Są takie dania na które ochota powraca przez dłuższy czas, bo albo chwilowo nie masz na nie czasu bądź chęci, albo kelner wciąż się myli. Aż w końcu sadzaja Cie w restauracji przy stoliku, na którym to spaghetti już jest i w kluczowym momencie nie wiesz, czy chcesz je zjeść czy nie.

Tak to jest z podejmowaniem decyzji, bo w pewnym momencie życia powinno się wiedzieć, czego się chce, na co ma się ochotę i czego oczekujemy od życia - kelnera..

Niektórzy nie mają wygórowanych wymagań, byle nie było ciężkostrawne. Ja stety lub niestety jem tylko to co lubię i na co mam ochotę.. i sama decyduje co to jest..

wtorek, 14 kwietnia 2009

Zdefiniuj mi szczęście, a powiem Ci, czy jestem szczęśliwa...

Nie powinniśmy być samotni. Sami, proszę bardzo, co kto woli, ale absolutnie nie samotni. Bo nie ma nic gorszego niz samotność. Choć nie, w zasadzie jest: bycie nieszczęśliwym, ale któż samotny jest szczęśliwy? Nawet, gdy wydaje mu się, że jest, jest to gówno prawda, bo może nie umie się do tego przyznać sam przed soba, albo nie dopuszcza do siebie takiej myśli, bo mu tak wygodniej, czy też najzwyczajniej w świecie sie tego boi... Bo będąc samotnym nie można być szczęśliwym.

Zastanów się, czy masz z kim iśc pod parasolem, z kim zjeść śniadanie, obiad, kolację, czy zwykły lunch? Masz z kim pójśc do kina, z kim obejrzeć pogodę w TV, z kim wysłuchać piosenek z radia, czy nowo kupionej płyty lub tej zakurzonej ze stojaka? Masz z kim pójść na zakupy, czy to po majtki, dżem, sweter, długopis, talerz, kwiatka, czy pralkę? Masz z kim pójść do lekarza, do sklepu po bułki, do fryzjera, na basen, na obiad, czy na kręgle? Czy masz się z kim zalać łzami w zaciszu domowym i wybuchnąć śmiechem na środku ulicy? Masz z kim żyć... dla kogo żyć?

Zastanów się, bo jeśli jesz z kimś lunch, a tak na prawdę jest to tylko przebiegająca z tempem światła koleżanka, rzucająca przelotnie 'smacznego', po chwili znikająca za sekundę z pola widzenia; poranek masz z kim spędzić dlatego, że nocował u Ciebie znajomy, któremu woda mieszkanie zalała; pod parasolem idziesz z przypadkowym przechodniem, który liczy, że nie zauwazysz jego obecności, a on zdoła choć trochę uchronić się przed kroplami deszczu; po bułki idziesz z sąsiadką, która jest osiedlowym radiem, wie wszystko o wszystkich, masz mdłości na jej widok, ale akurat przypałętała się ze swoimi życiowymi, umoralniającymi przypowiastkami, a muzyki słuchasz jedynie ze swoimi czterema ścianami, to chyba jednak jest coś nie tak. Trzeba na chwilę się zatrzymać i pomyśleć co jest nie tak, bo, że jest nie tak, to wiemy już na pewno. Trzeba zacząć coś zmieniać, żeby za te dwadzieścia, trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat nie stwierdzić, że można było coś zmienić, żeby było lepiej, ale górę wziął strach, nieuwaga, brak zastanowienia nad własnym życiem.. Nie dopuśćmy do tego.

Bo powinniśmy być szczęśliwi. Wszyscy bez wyjątku.

poniedziałek, 16 marca 2009

Dystans i ciastka...

Kolor lekko sraczkowaty, ale myślę, że da sie znieść ;).

Ostatnio powiedziałam, że napiszę o moich znajomych, tych najbliższych - 6 WSPANIAŁYCH książkę i napiszę wszystko, co myślę ;), byłoby kino. A jakbym tak napisała książkę o wszystkich ludziach których spotkałam na swojej drodze i warci byliby umieszczenia w niej choć paru zdań o nich, ze względów wszelakich, to dopiero z pewnością byłoby kino. Część urwałaby mi głowę przy samym tyłku, a z kręgosłupa zrobiłaby rollercoaster i nie byłoby już tak różowo.

A dlaczego tak jest?
Dlaczego szczerośc boli? Ludzie są, jacy są, postępują tak a nie inaczej, a może nie tyle tego żałują, czy się wstydzą, ale gdyby np. właśnie miałby to ktoś opisać i puścic na większą skalę, to byłby koniec świata i jakieś niecne próby pozorumienia wsparte mocną walutą. Hipokryzja. To jest jedna z chorob naszej cywilizacji. Ludzie nie potrafią być szczerzy przed samym soba, a co dopiero przed kimś innym. I to jest najgorsze, bo z takiego oszukiwania nic dobrzego nie przychodzi i prędzej czy później mamy czkawkę i odbija nam się kłamstwami i obłudą.. Dusza krzyczy "everybody get out",a gorzej, gdy to ona sama się zatraci i "wyjdzie". Wtedy zatracamy się całkowicie.. Ale jakby nie patrzeć mamy to na własne życzenie, bo po prostu wypadałoby myśleć co się robi i jak. Oczywistym jest, że są ludzie którzy żyją tak w pełni świadomie i myślenie mają na niezłym poziomie i nawet niekiedy wiedzą, że czynią źle, ale jest to gdzieś poniżej w jakiejś tam hierarchii ich planu życiowego. Bo każdy ma taki plan, albo chciałby mieć, ale póki co jest to co najwyżej bazgranina na milionie pororzucanych karteczek i płonne marzenie sklecenia tego kiedyś w całość. Jednak podobno chęci się liczą. Podobno...

A skoro już mowa o szczerości wobec samego siebie, czy wobec innych, dlaczego ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać? Czy to jest aż tak trudne, żeby powiedzieć co się myśli? Ok, ja wiem, są momenty, że nic gorszego nie może nas spotkać niz konieczność wyjawienia prawdy, jak np. przyznanie się Mamie, że ten zapach w pokoju, to wcale nie jest problem z zawilgoceniem pomieszczenia wynikający z niedociepleniem stropu piwnicy, czy ściany szcztowej, ale gnijącymi już od miesiąca niezjadanymi kanapkami szkolnymi leżącymi za kaloryferem lub pod dywanem w kącie ;) .. Zdarza się nawet najlepszym ;). Ale nie do samych gnijących kanapek sprowadza się życie, czyż nie tak? Ile razy padło z Twoich ust ostatnio stwierdzenie, że kogoś kochasz, że ktoś jest dla Ciebie ważny, że przeszkadza Ci stos gazet w łazience, że irytuje Cię kolejna kurtka na uginającym się już wieszaku (jakby garderoby nie było), że nie lubisz zimnej herbaty, że żółty to nie jest Twój ulubiony kolor i masz już dość kurczaczkowatych bluzek, że ktoś Ci na prawdę pomógł, że komuś dziękujesz, że odczuwasz wdzięczność? Jak często mówisz, co myślisz? No właśnie pewno nie często.. Jeśli wcale tak nie jest, to tylko pogratulować, choć podobno nie wolno popadać ze skrajności w skrajnośc, także uwaga ;). Ludzie w większości przypadków nie umieją ze sobą rozmawiać, stąd wiele konfliktów, nieporozumień, sprzeczek, niedopowiedzeń i niejasnych sytuacji. Warto czasem ujawnić swoje myśli. Na prawdę! I nie mów mi teraz "gówno prawda". Bo to prawda, nie zawsze łatwa do akceptacji czy znalezienia pozytywnych stron, ale prawda.

Piję właśnie kawę i zastanawiam się co będzie jutro. Tfu, dziś. Kawa jest słodka i chłodna, czyli co? Pogoda będzie taka sobie, ale chociaż będzie miło ;) ? To się okaże.. Mam nadzieję, chodź o nadziei mówią różne bzdury, zielone pleśniowe sukienki, matkowanie głupcom i takie tam podobne ;). Ale nie o to tak na prawdę chodzi. Chodzi o to co jest w środku, o to co jest najważniejsze, ważne i mniej ważne. O to, z czego składa się życie.

A jeśli nie wiadomo o co chodzi... to niekiedy chodzi o dystans. Ostatnio to odkryłam i zatrważająco często jest to prawda. Bo dystans wbrew pozorom to coś bardzo ważnego w życiu człowieka, coś, co kryje się pod rzędem siedmiu literek. Dystans do samego siebie, bo miło czasem się pośmiać z cudzyh żartów nas samych. Dystans do uczuć (miłości, pożądania), związków, bo warto na niektóre z nich spojrzec z dystansem, aby nabrały sensu, zyskały na wartości, czy też czegoś nas nauczyły. Dystans do świata zewnetrznego, tego co nas otacza, abyśmy byli mniej naiwni, mniej podatni na to, na co nie powinniśmy, abyśmy trwali w tej dżungli jak najdłużej niczym jedne z tych silnych zwierząt. I dystans do ludzi, żeby tyłek nas za często nie bolał od jednego z kolejnych kopniaków życiowych, zawdzięczanego naiwności, braku tolerancji, lojalności, wierności, czujności, nadmiernemu podporządkowaniu się emocjom, tudzież nieodczuwaniu ich wcale. Bo przecież warto być kimś, kto ma swój sens życia, swój cel, swoje priorytety, swoją hierarchię wartości, swoje zasady. Warto. Ludzi takich z biegiem czasu jest coraz mniej, bo wszystko staje na głowie, gdy w grę wchodzi władza, seks, czy pieniądze lub inne rzeczy, które tak łatwo (niekiedy na niektórych za łatwo..) wywierają wpływ.

Bo trzeba być sobą. Bez względu na wszystko i trzeba być szczerym wobec samego siebie, reszta się jakoś ułoży i jeszcze z tego co złe będziemy sie śmiali pijąc goraca kawę w ciepły wieczór. I jedząc ciastko. Duże ciastko ;) ...

środa, 10 grudnia 2008

What would you ask if you have just one question?

Może tak raz o wszystkimi o niczym? Choć jak znam życie, to i tak wtoczy sie jakiś konkretny temat.

Najpierw Święta, jak ja lubię Święta, choć póki co do świątecznej pogody, temu co jest za oknem jest baaaaardzo daleko. Zrobiła mi się jakaś kurde jesień, tylko bez liści na drzewach i z mrozem. Generalnie strasznie mi się tęskniło do Świąt w tym roku, jakoś bardziej niż zwykle. Nie wiem dlaczego. Do tej całej atmosfery, światełek na ulicach, choinek, prezentów, nie wiem dlaczego, może tylko mi sie wydaje, ale i ludzie są jacyś inni, choć może tylko mnie tak Święta nastrajają ;). I te prezeeeenty właśnie, z jednej strony wszystko miło, fajnie, sympatycznie, ale jeszcze trzeba coś wymyśleć dla innych, a z tym jest tak, że albo pomysłów jest za wiele i nie wiadomo co wybrać, albo jest ich za mało lub wręcz ich brak. No, ale zawsze liczę na żarówkę, która się nagle, niespodziewanie zapali i będę wiedziała co komu kupić ;p

Zawsze jednak w takim czasie strasznie mi szkoda ludzi, którzy spędzają Święta sami, gdzieś z dala od bliskich, albo nie mając bliskich są zostawieni sami sobie. To jest strszne.

Swoją drogą to ludzie, tzn. nie wszyscy, to banda półgłówków i pasożytów. Do takiego wniosku ostatnio doszłam. Takie pijawki, które się zasysaja, gdy mają 'potrzebę'. Aaaaa, no to już chyba pisałam, że na świecie ogólnie szerzy sie kurewstwo i banda hipokrytów? Jeśli nie, to piszę teraz, a jeśli tak, to co, piszę drugi raz ;p. Ale taka prawda jest niestety. Dobrze jednak, że i w takim motłochu znajdą się ludzie 'z sensem'. A jest ich coraz mniej. Pamiętacie takie zamierzchłe czasy szkół? Podstawówka, gimnazjum, liceum to nie aż tak dawno, to nie wspominam.. Ile to wtedy było koleżanek, ilu kolegów, ile przyjaciółek itd. I jak ta liczba się zredukowała... No, przynajmniej w moim przypadku. Czas zweryfikował każda znajomość, od tych najdrobniejszych, to tych bardziej poważnych. Bo z ludzi z czasem wychodzi cała prawda! Pamiętajcie o tym!

Z biegiem czasu przestajemy szastać słowem 'przyjaciel', jak i wieloma innymi również... Choć ja i tak prędzej powiem niż pomyślę, ale to tak ogółem. Mówię oc myślę, nie jest to chyba złe, czasem może zbyt dobitne, ale trudno, takie życie.

A zastanawialiście się kiedyś co myślą wasze zwierzaki ;p? Ja tak czasem myślę o czym to sobie duma mój kot, ups, tfu, moja Kota ;). Co Jej tam po głowie chodzi czasem, nie to, żeby tylko czasem w ogóle chodziło ;) tylko tak ogółem. Choć nie wiem czy chciałabym, żeby mówiła ;p. Nie no może w gruncie rzeczy to bym chciała. Hmmm pogadać sobie czasem z kotem, to by było ciekawe ;).

A jakie pierwsze pytanie zadalibyście swojemu zwierzakowi, gdybyście mogli zadać tylko jedno? Hmmm, to tak jakby móc jedno pytanie zadać Jezusowi. Nie to, że porównuje Kota do Jezusa, nie w tę stronę, tylko sytuację i możliwość samą w sobie, and what would you ask if you have just one question?

I w sumie tyczyłoby się to wszystkich ludzi.
O co zapytalibyście tak niektórych ze swoich znajomych, bliskich, mogąc zadać tylko jedno pytanie?