piątek, 14 listopada 2008

Szczęściem jest miłość... Bezgraniczna.

A zastanawialiście się kiedyś czym jest dla Was szczęście i czy jesteście szczęśliwi?

Pytanie na dzień dobry :). Takie zdanie "zdefiniuj mi szczęściw, a powiem Ci czy jestem szczęśliwa" daje jasno do zrozumienia, że ile ludzi, tyle odsłon szczęścia, bo dla każdego jest ono czymś innym, co innego do niego prowadzi.

Ja tak właśnie ostatnio myslałam nad szczęściem i zdałam sobie sprawę, że właściwie to wszystko jest ok, bez większych turbulencji, brakuje mi tylko szczęśliwej miłości. Krótka piłka. Jest paru takich, gdzie przy odrobinie zainteresowania z mojej strony, mogłabym się zacząć z nimi spotykać i takie tam duperele, ale to nie jest "to". Mam pecha do facetów i mówie to całe życie, bo tak właśnie niestety jest. Najgorsze jest to, że uruchamia mi się jakiś system obronny, bo jak tylko już jest coś na rzeczy, a zaczyna mi się gościu za bardzo zbliżać i wnikać w moje życie i nie chodzi tu o kwestie fizyczne, bo to troszke czasem inna para kaloszy, tylko właśnie o takie mentalne zaistnienie w moim świecie, to ja robie zwrot w tył i gościu zostaje puszczony z torbami. Bo w gruncie rzeczy, cholera, to poza tym, że staram się być dzielna, twarda, zawsze sobie radzić, nie musiec być od kogokolwiek zależną, nie liczyć na czyjąś pomoc, to jestem delikatna, wrażliwa, sentymentalna, czego bardzo często na pierwszy rzut oka nie widać, ani czasem i na drugi, trzeci i szósty :). Dobra mina do złej gry też funkcjonuje. Musi mnie coś na prawdę zaboleć i dotknąć, żebym to w jakimś stopniu po sobie dała poznać. A wracając do tematu ;p to po prostu zwyczajnie czasem się boję, bo już nie raz się angażowałam w coś, co po pewnym czasie, z niesamowitą prędkością traciło na znaczeniu i stawało się bezbarwnym "niczym", co tylko zostawiało po sobie rany. Lepiej jest kogos stracić, czy nie mieć kogo tracić? Nigdy nie odpowiem na to pytanie. Ludzie, którzy umieliby
bezgranicznie kochać ponad życie, miłości nie spotykają?

Mam nadzieję, że spotykają. I kiedyś napisze tu jak bardzo jestem szczęśliwa.
Szczęśliwa, bo kocham i jestem kochana :).

sobota, 8 listopada 2008

Wata cukrowa ponad oceanem sarkazmu...

Właśnie, te buty do naprawy.... Cholera, powinnam całą dobę na butach pracować. Powinnam jeszcze przestać palić, pić, no i może w sumie na tym skończmy, bo nie można sobie odmawiać przyjemności...

No, ale nie z samych przyjemności się życie składa, nie? Tych, którzy się nie zgadzają, zapraszamy do opuszczenia blogu ;p. Takie życie w sumie byłoby chyba za nudne.. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie wiem, ja ostatnio bardzo chetnie wyjechałabym gdzieś daleko w dziki las, gdzie psy dupami szczekają i miała wszystko gdzieś. Może i pojechałabym z kimś, ale z moim szczęściem byłaby to pewno conajwyżej kocica. Żeby nie było, kocica to już wiele, przynajmniej moja kocica wiele dla mnie znaczy... choć jest mało rozmowna ;). Ale zaszyłabym się w takim miejscu. Nie na długo, bo przyznaję - mieszczuch ze mnie.. Ale /wiem, nie zaczyna się zdania od 'ale', ale nie potrafię się tego oduczyć ;)/ tak na tydzień, choć jak znam życie, po tygodniu byłoby mi mało. Miesiąc. Tak, to byłby odpowiedni okres czasu.

W ogóle ostatnio utopiłabym większość ludzi, których znam w sarkaźmie, ironii i oceanie złościwości z jedną wredną rybką, a właściwie, to z rekinem babą - rekiniżycą. Dobrze, że ludzie mnie już na tyle znają, że nikt sie na nie nie obraża za niektóre teksty, bo już chyba nikt by ze mną nei rozmawiał. No, może pare osób ;). Ale taka już jestem, inna nie będę. Raczej. Raczej na pewno ;).

I dalej szukam szczęśliwej miłości. Nie. Gówno prawda. Nie szukam. Mam nadzieję, że kiedyś się o nią potknę przez przypadek, nie musząc jej szukać. Coś pod ten rodzaj. Aczkolwiek mając możliwość napatrzenia się na różne, mniej lub bardziej dziwne, układy nie wiem, czy aż tak bardzo chcę się potknąć i zaryć zębami w podłoże. Inaczej. Pewno w gębi duszy chcę, ale chcę się potknąć o coś wyjątkowego na miare mojego serca. Duże mam serce ;).

A wiecie, że źli ludzie się nie zmieniają? To tak na marginesie. Chciałam kiedyś myśleć inaczej, ale jednak niedawne zdarzenie uświadomiło mi, że oczekiwanie na takie zmiany, to jak oczekiwanie na wyrośnięcie sierści u żaby, albo skrzydeł, czy tam kopyt. Niemożliwe. Bo ludzie, którzy wyzuci są z uczuć jakie powinni nosić w sobie, jak każdy 'stereotypowo normalny' człowiek nigdy już takimi uczuciami obdarowywać nie będą. I raz na zawsze trzeba się z tym pogodzić. Tylko pamietajcie, nikt nie mówi, że to będzie łatwe i kiedyś się uda. Nikt. I pewno właśnie nie dość, że będzie trudne, to nigdy się nie uda. Mnie na pewno. Wbrew pozorom, różnym, za bardzo jestem uczuciowa i wrażliwa... Czy szkoda? Chyba nie. Bo wiem, że mam i serce i duszę, używane, a nie nówki nieśmigane...

Duży był ten margines. Mógłby być jeszcze większy, bo to dośc duży margines mojego zycia. Tfu, rozdział. Brzmi lepiej. Ale, czy to, że brzmi lepiej nadaje lepszy odbiór wydarzeń? Otóż nie.

Idę spać. I chciałabym spać słodko, z watą cukrową na palcach. Tak. Dla mnie dzisiaj wata cukrowa. Dużo waty cukrowej.........